poniedziałek, 9 listopada 2015

Rozdział 6 :)

*Matchday*



Rozmowy z chłopakami, kilka konferencji, nawał pracy związany z przygotowaniami aż w końcu nadszedł dzień meczu, najważniejszy dla każdego piłkarza - dziś bowiem miało się rozstrzygnąć kto zostanie Mistrzem Niemiec. W związku z tym od rana w domu panowała nerwowa atmosfera.

-Gdzie są moje nowe korki, które kupiłem specjalnie na ten mecz? - kolejny raz wszedł do kuchni i zakłócił moje starania związane z przygotowaniem pomeczowej kolacji.
-W sypialni w szafie stoi czarne pudełko, tam je znajdziesz - rzuciłam krojąc warzywa.
-Dziękuje.

Dokładnie trzy godziny później siedziałam w sektorze przeznaczonym dla rodzin piłkarzy. Chłopcy rozgrzewali się na boisku, już za chwile miało się rozpocząć spotkanie. W międzyczasie omawiałam z Klaudią jej ślub z Lewym, który miał odbyć się dokładnie za miesiąc. Obie nie mogłyśmy się tego doczekać. Naszą rozmowę przerwał hymn Niemiec.. Tak się zagadałyśmy, że nie zauważyłyśmy jak chłopcy weszli na boisko. Miło było zobaczyć Reusa, ale moje serce dziś było w Monachium i to za bawarski klub trzymałam kciuki.
Od samego początku gra była bardzo brutalna, faul gonił faul. Co chwilę ktoś zwijał się z bólu na murawie. Żółte kartki, czerwone kartki, 11.... sędziowie przechodzili samych siebie, ale mieli rację - musieli jakoś panować nad grą. W 30 minucie Lewandowski przejął piłkę od Auby, podał ją do Mario, a ten pewnie trafił w okienko! Przebiegł po boisku ciesząc się possał kciuk ogłaszając w ten sposób, że zostanie ojcem; następnie pokazał jeszcze serduszko w  moim kierunku. Uśmiechnęłam się tylko i pokręciłam głową - zdecydowanie mój mąż był wariatem. Cały mecz skończył się wynikiem 4:2 dla gospodarzy. (hat-trick Roberta i jedna bramka mojego męża.) Bayern cieszył się z kolejnego Mistrzostwa Niemiec, Borussia niestety przegrała. Było mi ich żal,szczególnie mojego taty, ale przecież ja nie miałam na to wpływu.
Wiedziałam, że impreza jest nieunikniona, więc zaraz po zakończeniu małego świętowania w szatni i niezliczonych wywiadów z dziennikarzami udaliśmy się do domu żeby zmienić ubrania i pojechać do jednego z klubów. Po godzinie ubrana w 


wyszłam wraz z mężem do klubu Millennium gdzie czekali na nas pozostali. Impreza trwała do samego rana. Jej efektem było to, że wszyscy mężczyźni zostali wyprowadzeni z lokalu przez swoje partnerki. Mario jeszcze w miarę kontaktował jednak chyba zapomniał na chwilę jak się chodzi. Nie dość, że byłam mega zmęczona to musiałam go ciągnąć do domu. Cieszyłam się, że to tylko jedna ulica dalej. Gdy znalazłam się w mieszkaniu zaprowadziłam Mario na kanapę i przykryłam kocem, a sama udałam się na górę. Nie zdejmując sukienki położyłam się na łóżku i po chwili zasnęłam.

-Kochanie... - usłyszałam cichy szept nad swoją głową.
-Ta? - wydusiłam nie otwierając oczu.
-Jest już 14, więc wstawaj. Zrobiłem obiad - pocałował mnie w policzek.
-Sekundę skarbie - zakryłam głowę kołdrą.
-Okej, czekam na dole - gdy zniknął za ścianą, wstałam i udałam się do łazienki. Zrzuciłam ubrania i weszłam pod prysznic. Po półgodzinie owinięta ręcznikiem wróciłam do sypialni, założyłam wygodniejsze rzeczy i dołączyłam do mojego męża.
-Długo kazałaś na siebie czekać - uśmiechnął się stawiając przede mną talerz z kanapkami i kubek ciepłej herbaty.
-Dziękuję, jesteś kochany - pocałowałam go i zabrałam się za posiłek.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Myślę, że się spodoba. :)
Do następnego ! :*