*Some time later*
*Ślub Klaudii i Roberta*
Dzisiaj nadszedł dzień, w którym Klaudia i Robert mieli powiedzieć sobie sakramentalne "tak". Od rana trwały przygotowania - zdenerwowana i pełna wątpliwości panna młoda chodziła po domu i sprawdzała czy wszystko jest okej i co chwilę dzwoniła do pani Iwony żeby się dowiedzieć czy z małym wszystko w porządku. Wreszcie po długich namowach dała się przekonać do obejrzenia filmu ,,Ojciec chrzestny" ( w sumie sama go wybrała) i potem zaczęła się ubierać. Miała piękną suknię - kupił ją Robert chcąc zrobić przyszłej żonie przyjemną, ale kosztowną niespodziankę.
2 godziny później siedzieliśmy w ławce i czekaliśmy na rozpoczęcie ceremonii. Było to w Polsce, ale czułam się tak jakbyśmy byli w Niemczech i to w dodatku na naszym ślubie. Do ołtarza pannę Weksler poprowadził mój tata, gdyż jej biologiczni rodzice zginęli w wypadku samochodowym już jakiś czas temu. Moje rozmyślania przerwało rozpoczęcie mszy. Była bardzo uroczysta, a między tą parą czuć było kipiące emocje - wielką i bezgraniczną miłość, oczekiwanie na to aż wreszcie Bóg połączy ich na zawsze.
Po ceremonii i składaniu życzeń udaliśmy się do restauracji, w której miało odbywać się przyjęcie. Zajęliśmy wyznaczone miejsca i z podziwem oglądaliśmy pierwszy taniec młodej pary. Po wszystkim na parkiet mogły wejść inne pary i wtedy wesele rozpoczęło się na dobre.
-Kochanie wyglądasz zniewalająco - szepnął w pewnym momencie mój mąż.
-Dziękuję, starałam się - wtuliłam się mocniej w niego.
-A jak dzidziuś? Dobrze się czujesz - położył mi dłoń na brzuchu i spojrzał głęboko w oczy.
-Tak, tak, wszystko w najlepszym porządku.
-To dobrze. Chodź może na spacer skarbie? Tyle tu gości, że nikt nie zauważy naszego zniknięcia, a zaraz wrócimy - zaproponował.
-Okej, z miłą chęcią - mówiłam gdy zmierzaliśmy w kierunku wahadłowych drzwi. Na zewnątrz mój mąż narzucił mi na ramiona swoją marynarkę, bo zapomniałam z sali zabrać kurteczki.
-Słoneczko, mam coś dla Ciebie - zatrzymał się nagle w romantycznym miejscu na środku parku.
-Tak teraz?
-Mhm, poczekaj - sięgnął do kieszeni marynarki. Cały czas to niosłam i nie zorientowałam się nawet. W jego rękach zalśniło czerwone pudełeczko w kształcie serca - Skarbie, dokładnie dzisiaj mija 6 miesięcy od momentu zawarcia naszego małżeństwa. Wiedz, że bardzo Cię kocham i że żałuję wiesz czego i cieszę się, że będziemy mieli dziecko. Proszę przyjmij ten skromny prezent - podał mi opakowanie.
-O jaaaa... zawsze o taki marzyłam. Kocham Cię skarbie, jesteś najlepszym co mnie w życiu spotkało i przepraszam, że zupełnie zapomniałam o tym, że to już dzisiaj - przytuliłam się do niego i pocałowałam.
-Wybaczam, a teraz pozwól - wsunął mi na palec kolejny pierścionek
-Wracamy? - zapytałam po dłuższej chwili.
-Tak chodźmy, jest trochę zimno, jeszcze się przeziębisz.
Po półgodzinie weszliśmy z powrotem na salę weselną. Jedynymi osobami, które zauważyły, że nas nie ma byli państwo młodzi, ale szybko wyjaśniliśmy sytuację i wróciliśmy do zabawy. Nad ranem bardzo zmęczona, ale szczęśliwa ułożyłam się obok męża na hotelowym łóżku i bardzo szybko zasnęłam. Nie wiedziałam, że będzie to jeden z dni który zapamiętam na bardzo długo, może nawet na zawsze.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witam :) Długo mnie tu nie było... bardzo długo... w sumie nie mam nic na swoje wytłumaczenie, I za to u góry też przepraszam - nie wiem jak to wyszło, ale chyba jest kiepskie. No, ale chciałam dzisiaj coś dodać, a jest już 23:50 :)
Myślę, że następny post pojawi się szybciej.
Buziaki :*
P.S. Po prawej stronie pojawiło się pewne udoskonalenie z myślą o Was oczywiście i o tym żeby nie było tu niepotrzebnego spamu. Korzystajcie. ;)
P.S. Po prawej stronie pojawiło się pewne udoskonalenie z myślą o Was oczywiście i o tym żeby nie było tu niepotrzebnego spamu. Korzystajcie. ;)