piątek, 5 lutego 2016

Rozdział 10 :)

-Bardzo mi przykro, nie mam jeszcze żadnych konkretnych informacji, ponieważ operacja trwa dalej. Musieliśmy przetoczyć żonie krew gdyż bardzo dużo jej straciła. Dziecko nie przeżyło - dodał cichszym tonem - Teraz koledzy muszą dokończyć operację i pozszywać uszkodzone naczynia. Proszę być dobrej myśli. - spojrzał na mnie współczująco i odszedł.
-Kurwa mać! - krzyknąłem i z całej siły kopnąłem w ścianę. Bezsilnie usiadłem na zimnych płytkach. Nie miałem nawet siły płakać. W duchu modliłem się, aby Bóg zostawił mi chociaż żonę...wiem nie zasługuję na Nią, ale to nie może się tak skończyć. Przecież teraz zaczęło się wszystko w miarę układać i nagle ktoś chce nam to zniszczyć? Nie mogę do tego dopuścić! Jeżeli ona umrze jej zabójca odpowie za to własnym życiem. Już ja tego dopilnuję!
-Mario! - usłyszałem nagle.
-Co wy tu robicie? - zapytałem na widok Marco i jego żony Małgosi. Podniosłem się z podłogi i podszedłem się przywitać.
-Klaudia Lewandowska nas poinformowała i przyjechaliśmy najszybciej jak się tylko dało - odezwał się Reus.
-Bardzo Wam dziękuję, że jesteście - odezwałem się po dość długim milczeniu. Minęła może z godzina i nadal nic nie było wiadomo. Powoli miałem tego dość. Ile kurwa można czekać? Co oni takiego tam robią?
-Nie masz za co dziękować - tym razem głos zabrała Gosia - Możesz opowiedzieć co dokładnie się stało?
-Byłem na zakupach...  - zacząłem długą opowieść. Im dalej ją snułem tym bardziej żona mojego przyjaciela płakała coraz głośniej, słone łzy płynęły wraz z jej tuszem do rzęs. Wdziałem, że Marco też ledwo się trzymał, ale starał się być twardym. - A teraz kurwa 8 godzin tam już jest i nic! Wiem tylko, że dziecko nie przeżyło. Powiedział mi to jeden z chirurgów chwilę przed Waszym przybyciem - zakończyłem.
-Matko kochana Mario.... Gośki to twarde kobiety, a Twoja żona już szczególnie. Wszystko będzie dobrze - Gosia niby posłużyła się banałem, ale niesamowicie podniosła mnie na duchu. Tego mi było trzeba - pogadać z kimś kto mniej więcej wie co ja teraz przeżywam. Smutno się uśmiechnąłem - nie było mnie na więcej stać.
-Jadłeś coś albo chociaż piłeś? - wtrącił się blondyn.
-Nie.
-Kochanie chodź, trzeba mu coś przynieść, bo jeszcze zemdleje.
-Idź sam, ja tutaj z nim posiedzę.
-Zaraz będę - pocałował dziewczynę w policzek i poszedł.

*Perspektywa Małgorzaty Reus*

Już kolejną godzinę siedzieliśmy z Mario pod salą operacyjną. Było nieznośnie cicho, nikt nie wchodził, a tym bardziej nie wychodził.  Już sama nie wiedziałam co mam o tym myśleć. 
-Mario będzie dobrze. Musi - powtórzyłam kolejny raz.
-Przykro mi, że to mówię, ale nie będzie dobrze, wszyscy o tym wiemy. Ona była w kałuży krwi, nie mam pojęcia ile tam leżała. Może godzinę, a  może 10 minut? Byłem na zakupach. Już przy pakowaniu ich do auta czułem, że coś jest nie tak i nie myliłem się.
-Dlaczego ona Wan to robi? - zapytałam czując pod powiekami piekące łzy.
-Nie wiem, może dlatego, że jest zazdrosna? Jakbym ją teraz dorwał to bym ją normalnie rozszarpał - wyczuwałam w nim narastającą złość, jednak w głębi duszy był zrozpaczony, nie wiedział co mówić ani co ze sobą zrobić. Odwróciłam głowę i ujrzałam jakąś postać, która musiała tu być od dłuższego czasu. Bez słowa wstałam i udałam się w jej kierunku, zaczęła się wycofywać, więc pobiegłam za nią. Kątem oka widziałam jak drzwi sali się otwierają i do Mario podchodzi lekarz. Nagle ta osoba potknęła się i upadła.
-Ann?! Co ty tu robisz? - zapytałam w miarę cicho żeby Goetze nic nie zauważył i  przycisnęłam ją kolanem do posadzki.
-Chciałam zobaczyć jak on cierpi.
-Jesteś nienormalna? Nie możesz tu ot tak przychodzić i jeszcze mieć satysfakcję z tego, że ten, którego niby kochasz cierpi przez Twoje bezmyślne zachowanie. Oni bardzo przez Ciebie cierpią, daj im spokój.
-Ja cierpię bardziej niż oni - próbowała zrobić z siebie ofiarę.
-Dlatego wbiłaś jej nóż w brzuch i zabiłaś dziecko? Gdybyś była na ich miejscu na pewno byś nie była taka zadowolona - bardzo się starałam, aby wzbudzić w niej wyrzuty sumienia.
-Gówno mnie to obchodzi, to nie ja tylko oni teraz cierpią. Ja wreszcie dopięłam swego. - zobaczyłam, że w naszym kierunku zmierza mój mąż, był wściekły - widziałam to w jego oczach i spiętych mięśniach. Wyjął telefon i szybko gdzieś zadzwonił.
-Co ty do licha ciężkiego wyprawiasz? - warknął na mnie.
-Obezwładniłam ją tylko żeby nie uciekła i ucięłyśmy sobie miłą pogawędkę - w tym momencie zaraz za nim pojawił się Ben (nasz kierowca, który miał uprawnienia ochroniarza).
-Idź do Mario, w tej chwili - wycedził Marco.
-Nie - odpowiedziałam stanowczo.
-Chociaż raz bez dyskusji zrób to o co Cię proszę. RAZ! - zaakcentował.
-Dobra - puściłam Ann i odwróciłam się wracając do przyjaciela. Spojrzałam na siebie jeszcze raz i zobaczyłam jak Ben ją skuwa i wyprowadza. Podbiegłam do Mario siedzącego na podłodze. Płakał. Zdawało mi się, że świat przestał dla niego istnieć.
-Mario? - klęknęłam przy  nim i przytuliłam go.
-Jezu.... nie wiem jak ja teraz będę z tym żył.. ona... ona może się już nie obudzić...Ta suka zabrała mi to, co było dla mnie najcenniejsze.... Zabiję ją!
-Nie ma takiej możliwości przyjacielu - podszedł do nas Marco. - Możemy teraz wejść do Twojej żony?
-Niestety będzie to możliwe dopiero za 30 minut - odezwał się bardzo cichym głosem. Był zmęczony, bardzo zmęczony.
-Chodź z nami, musisz odpocząć.
-Nie! Ja zostaję tutaj..
-Mario... mój mąż ma rację... musisz się wyspać, wrócisz tu za kilka godzin. Ona nie ucieknie i na pewno nie obudzi się wcześniej niż Ty tu zdążysz wrócić. Idziemy - wstałam i podałam mu rękę pomagając się podnieść. Marco wziął jego torbę i opuściliśmy szpital. Nasz kierowca zawiózł nas do wynajętego apartamentu, pokazałam brunetowi pokój i wróciłam do siebie. Zaczęłam płakać.
-Spokojnie aniołku - powiedział mój mąż i mocno mnie przytulił.
-To jest straszne, on nie powinien aż tak cierpieć...
-Po tym wszystkim oni będą bardzo silni. Przetrwali rozstanie, a to, co teraz się stało umocni ich związek, jest próbą dla ich miłości. Będą silniejsi od nas - dodał pewnym głosem. Pocałowałam go. Wiedziałam, że skoro przeżyła to teraz wszystko będzie dobrze. Po prostu musi być dobrze !

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jak się podoba? Chyba najdłuższy post na tym blogu :)



Małgorzata Reus - żona Marco, przyjaciółka Mario i Małgosi.

5 komentarzy:

  1. Jaka piekniocha z tej mojej Gosi <3 hahaha :-D
    A no cóż rozdział świetny chociaż smutny :( nic więcej nie umiem dodawać do:-(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Okej, nie przejmuj się ! :)
      No no jest najpiękniejsza zaraz po mnie i mojej Gosi ;P albo na równi z Nami xD

      Usuń
  2. Tak się o nią martwiłam! <3 Boże, mam nadzieje że będzie już wszystko dobrze ;( Taki smutny ten rozdział, Mario tak się o nią martwi! To takie urocze :3 Szkoda, że nie będzie maleństwa, ale może jeszcze nie wszystko stracone i będą mieli następne? :D
    Dobrze, że Mario ma takie oparcie w Marco i jego żonie :)
    Rozdział świetny i już z niecierpliwością czekam na kolejny! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. iejmy nadzieję, że z Gosią będzie wszystko dobrze i będą żyli długo i szczęśliwie. Szkoda, że maleństwo nie przyjdzie na ten świat ;(

    P.S. Nie wie czy wiesz, ale przed chwilą czytałam innego bloga i końcówka od tego momentu perspektywy panny Reus jest identyczna słowo w słowo.
    nie żeby to był jakiś hejt, tylko poprostu fajnie by było jakbyś wiedziała, że ktoś kopiuje od Ciebie
    Buziaki. Czekamy na rozwój akcji, miejmy nadzieji bardzo pozytywnego.

    P.S.2 w wolnej chwili zapraszam do mnie :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To celowy zabieg :) ja i moja przyjaciółka lekko połączyłyśmy blogi :)
      Dziękuję za kom ;)

      Usuń